O wrażliwości na życie. O wartości spotkań z drugim człowiekiem. O powstawaniu wiersza rozmawiam z Aleksandrą Łapot, której twórczość często zabiera uczestników częstochowskiego Turnieju Jednego Wiersza w świat piękna poezji.
Redakcja: – Przedszkole, szkoła podstawowa to pierwsze miejsca, gdzie musimy dać sobie radę bez rodziców na wyciągnięcie ręki. Pamiętasz swoją pierwszą klasę podstawówki?
Aleksandra Łapot: – Bardziej pamiętam zerówkę, i dzień, kiedy pierwszy raz poszłam do szkoły z grupą dzieci z mojego niewielkiego osiedla. Mieszkałam w blokach, wszyscy się znaliśmy. Byłam szczęśliwa, że mogę w nowych okolicznościach zobaczyć znajomych, z którymi wcześniej do utraty tchu biegałam po osiedlu, budowałam z piasku fortyfikacje i zamki, które wydawały się największe na całym świecie, wtedy jeszcze dla mnie całkiem małym, zwisaliśmy na trzepakach jak rasowe nietoperze.
Red.: – Zapytałem o pierwszą klasę, bo w niej najczęściej zaczynamy uczyć się pisać i czytać. A jak to było u ciebie? Było ciężko?
A.Ł.: – Nauczyłam się czytać i pisać, włączając w to pisanie na komputerze, zanim poszłam do szkoły. Bardzo to lubiłam i spędzałam tak często czas w ramach zabawy. W szkole żaden przedmiot nie sprawiał mi trudności. Dobrze wspominam te lata. Miały w sobie dużo radości, powodowanej znalezieniem się w nowym otoczeniu, chęcią poznania ludzi, weryfikacją tego, jak się wśród nich czuję. Jednakże prawdą jest też to, że więcej nauczyłam się w domu, moja wiedza o świecie, rozumienie relacji międzyludzkich, czytanie książek – to rzeczy, które działy się i dzieją w moim domu rodzinnym.
Red.: – Przyjęło się uważać, że pierwszy wiersz zostaje napisany pod wpływem zakochania. Miłości szczęśliwej lub bez wzajemności. A jak to było u ciebie?
A.Ł.: – Był to czas, gdy z bliską mi osobą próbowaliśmy robić wszystko: pisać wiersze, rap-teksty, opowiadania, zajmować się fotografią, czas bardzo intensywnego rozwoju. Inspirowaliśmy się i wspólnie podjęliśmy decyzję o wybraniu się na pierwszy Turniej Jednego Wiersza (było to w „Carpe Diem”), oczywiście oboje bardzo stremowani. Mieliśmy po kilkanaście lat i próbowaliśmy odnaleźć się w środowisku dorosłych. Te pierwsze wiersze powstawały z fascynacji poezją i drugim człowiekiem. Niewątpliwie rozwijały świadomość, język, zmuszały do poszukiwań literackich, które trwają do dziś.
Red.: – Napisałaś wiersz, jak powiedziałaś, z powodu dużych emocji. Dałaś w prezencie osobie, która wyzwoliła te duże emocje, czy schowałaś głęboko w szufladzie?
A. Ł.: – Te wiersze nie były w prezencie, były i są formą ekspresji, czasem niosły emocje, czasem opowieść, a często jedno i drugie. Bliskie mi osoby czytały je głównie w celu podjęcia krytyki, analizy. Nie szukałam podziwu. Wracając do pierwszego Turnieju Wiersza – czułam ogromną tremę, ale szczęśliwie sprzyjało mi wtedy oślepiające oświetlenie, pozwalające zapomnieć o publiczności. Po prostu nie było jej widać. Przez te kilka lat na Turnieju poznałam wiele wspaniałych osób, wśród nich takie, które swoją życzliwością i wiedzą przyczyniły się do mojego rozwoju.
Red.: – Bierzesz kartkę papieru, aby napisać wiersz. Górują wtedy emocje do drugiej osoby, do ludzi w ogóle jako społeczeństwa, do przyrody?
A.Ł.: – Nawet nie biorę kartki! Pod wpływem chwili, w jakiejś sytuacji przychodzi do głowy wers, dwa, myśl – którą, jeśli mogę, staram się sobie zapisać w telefonie. Jeśli nie – próbuję zapamiętać na później i wtedy rozwijam ją, zastanawiając się nad tym, co wywołało we mnie chęć utrwalenia akurat tych słów i uczuć. A to może być wszystko!
Red.: – Spotkanie w alejach z drugim człowiekiem. Wycieczka za miasto i widok czegoś na horyzoncie. Co bardziej motywuje, aby zacząć przelewać myśli na papier?
A.Ł.: – Nie potrafię na to odpowiedzieć jednoznacznie. W dużej mierze nasze doświadczenia życiowe decydują o doborze chwil i osób, wpływają na to, co w danej sytuacji wyda się inspirujące, zmusza do utrwalenia. Skłaniam się jednak ku temu, by rzec, że to drugi człowiek wyzwala największe emocje.
Red.: – Czy najpierw wyobrażasz sobie, jaki obraz powienien zobaczyć czytelnik i pod niego znajdujesz słowa? Czy ten obraz rysuje się wraz z pisaniem wiersza?
A.Ł.: – Nie, to nie dzieje się tak. Pisanie wynika z wewnętrznej potrzeby, w pewien sposób przynosi spokój, i nie minę się z prawdą, mówiąc, że czasem obraz rysuje się wraz z pisaniem wiersza, a czasem już jest i wtedy trzeba znaleźć do niego słowa. Co zobaczy czytelnik, nie zależy już ode mnie.
Red.: – Powiedziałaś, że czasami zapisujesz pojedyncze zdania i później zaczynasz je rozwijać w wiersz. Często masz takie stany?
A.Ł.: – Haha, to jest permanentny stan. Podoba mi się kolor nieba, albo czuję złość na coś, tęsknotę, zaciekawienie, fascynację – wszystko może być powodem. I tak, trzeba pozwolić wszystkim skojarzeniom swobodnie wić się w głowie.
Red.: – Masz ustalony plan, że, powiedzmy, jeden wiersz w tygodniu, w miesiącu, musisz napisać?
A.Ł.: – To chyba niemożliwe. Czasem da się coś napisać od ręki i szybko zrobić ostatnie szlify, zdecydowanie częściej słowa długo dojrzewają. Nie narzucam sobie żadnego przymusu. Czasem coś napiszę, czytam za kilka dni i nie kończę, albo wracam po bardzo długim czasie. A bywa też tak, że słowa ciążą i domagają się zapisania.
Red.: – A co cię zmotywowało, żeby wyjść z wierszami przed szerszą publiczność? Przyjść na ten swój pierwszy turniej w Carpe Diem, aby powiedzieć wiersz i dać go ocenić?
A.Ł.: – Tak jak wspomniałam, młodzieńcza chęć sprawdzenia się i głód nowego. I drugi, bliski człowiek.
Red.: – Napisałaś wiersz. Czytasz i uznajesz, że jest za bardzo dopowiedziany. Coś tam z niego usuwasz, żeby czytelnik musiał myśleć, jak to się mówi, co autor miał na myśli?
A. Ł.: – Niedopowiedzenia w poezji to najwspanialsza rzecz. Fascynuje mnie wizja tego, co mogło się w każdej historii wydarzyć dalej, albo co było jej zarzewiem.
Red.: – A rymy?
A. Ł.: – Zdarzyło mi się pisać rymowane teksty, dla zabawy – to raz, a dwa jako rap-teksty, a one rządzą się swoistymi rymami i rytmem. Większości tych rzeczy nigdy nigdzie nie zaprezentowałam. Są na użytek prywatny i niech tak zostanie, haha.
Red.: – Czy Turniej Jednego Wiersza w Częstochowie jest jedynym, w którym startujesz?
A. Ł.: – Ja naprawdę jestem amatorem. Bywam na tego typu turniejach w innych miastach, ale raczej jako widz, słuchacz. Zdarzyło mi się jednak wystąpić na festiwalu Złoty Środek Poezji w Kutnie, zdobyć wyróżnienie, i jest to bardzo miłe wspomnienie.
Red.: – Z tego co zrozumiałem, nie należysz do osób, które piszą pod publikę. Ale czy zdarzyło ci się, że próbowałaś napisać wiersz z konkretnym przesłaniem, albo pod turniej jednego wiersza, czy pod jakiś inny konkurs poetycki?
A. Ł.: – Nie, jeśli podjęłabym takie próby, spełzłyby one na niczym. Pisanie pod tak zwaną publikę zakłada jakiś rodzaj fałszu, a więc po co to robić, skoro traktuje się poezję jako możliwość najszczerszego kontaktu z samą sobą?
Red.: – A zdarzyło ci się, że po takiej publicznej prezentacji jakaś nieznajoma ci osoba podeszła do ciebie i powiedziała: „Pani prawie o mnie napisała”?
A.Ł.: – Nie, takich sytuacji nie było. Natomiast zdarzyły się gratulacje i miłe słowa, za co niezmiernie dziękuję. W środowisku naszego miasta są to ludzie, którzy interesują się literaturą, poezją, sami piszą, wiele czytają. Wierzę, że to nas wszystkich łączy.
Red.: – Dziękuję ci Olu za spotkanie i rozmowę. Nowych wierszy, nagród i spotkań z ludźmi, którym twoja poezja porusza struny emocji.
P.S. 1. Dziękuję herbaciarni „Cafe Belg” za gościnność podczas rozmowy.
P.S. 2. Wspomniany w tekście lokal „Carpe Diem” mieścił się w bramie przy alei NMP 29 w Częstochowie. Tam w każdy ostatni czwartek miesiąca organizowane były Turnieje Jednego Wiersza. Obecnie miejscem turnieju jest „Resto&Pub Szafa Gra” (aleja NMP 37). „Zdrowa Częstochowa” jest fundatorką turniejowej nagrody przyznawanej przez publiczność.
P.S. 3. Wyróżnienie w Kutnie wiersz mojej rozmówczyni zdobył na XII Ogólnopolskim Otwartym Turnieju Jednego Wiersza im. Pawła Bartłomieja Greca. Teksty oceniało Jury w składzie: Grażyna Baranowska, Marek Czuku, Adam Wiedemann. Turniej odbywał się w ramach XIV edycji festiwalu „Złoty Środek Poezji”.